Komentarze: 1
niedobrze mi się robi z żaości jak patrzę na te wszystkie obściskujące się pary. buuuu... chyba mam stan krytycznypt. brak drugiej polówki choćby na sam seks. niedobrze ze mną.
niedobrze mi się robi z żaości jak patrzę na te wszystkie obściskujące się pary. buuuu... chyba mam stan krytycznypt. brak drugiej polówki choćby na sam seks. niedobrze ze mną.
Zadzwoniła mama. Dziadek jest na Oiomie. Miał zawał. Stan ciężki, ale wyrównuje się powoli. Nie ma sensu żebym jechała do domu bo i tak nie wpuszczają na oddział, Pojadę może za tydzień. Mam nadzieję ze to nie będzie za późno. Potem dzwoniła K. że już dojechała do domu. Też się dowiedziała o dziadku od brata, a mnie podobno mieli nie mówić. ale mam sie wygadała. Bo to że mnie nie ma na miejscu to oznacza że ma mnie to nie interesować i mam się nie denerwować. Trwoży mnie przemijanie. Dopuiero teraz do mnie dotarło że czas moich dziadków powoli się kończy. Tak samo jak każdego z nas. Sekunda po sekundzie coraz bliżej. To uderza tak nagle, w takich momentach jak ten lub podobnyNormalnie trzymasz sie od tego z daleka. Mnie to nie dotyczy czy też mam jeszcze czas. A potem bach. Dostajesz w mordę i okazuje się ze game over. Ale gdybym cały czas myślała o śmierci na nic innego nie straczyłoby mi czasu. Poza ty,m nie byłoby sensu robić cokolwiek. Przecież i tak kiedyś mnie nie będzie. Odejdę a życie będzie toczyć sie dalej...
"I świetliste włócznie słońca
Odważne, zdobywcze
Unosieły się nieziemsko
Posród sztandarów ognia
Ukląkłem w ogrodzie
Opłukany świtem
Dobiegł mnie głos czysty
Zamknąłęm oczy..."
N.C.
W głowie mi wiruje. Istny kołowrót. Zamykam oczy i mam helikopter pluc cały lotniskowiec. Taki sam jak wtedy kiedy piję. Ale dziś nie piłam. Jestem do bólu trzeźwa. Zapadam się w głąb siebie. Spadam, spadam, spadam... nie ma dna...
„Na zewnątrz siadam na kamiennych schodach
Nie mając nic do roboty
Porzucony i wyczerpany
Przez woja nieobecność, mała”*
A ja czekam. Wciąż czekam, aż mnie ktoś odnajdzie i odkopie. Bo się zakopałam i duszę się w tej małej, hermetycznej przestrzeni samotności. Zbyt głęboko w to weszłam. Byle nie czekać zbyt długo. Dokucza mi już brak, lecz nie widzę nikogo na horyzoncie. Wyruszyć na łowy. Czekać, czekać, czekać... Niedługo będę to powtarzać jak mantrę. Czekać, czekać, czekać... A ona i tak nie przyjdzie. Raz zapukała do moich drzwi, pomieszkała przez lata i się ulotniła pewnego dnia. Z wielkim hukiem. Bez obietnicy powrotu. A ja ciągle jak głupia na nią czekam, wierząc że znów mnie powali, oślepi, omami. Tym razem na zawsze.
„Każ swoim statkom żeglować wokół mnie
I spal za sobą mosty
Tworzymy małą historię, kochanie
Za każdym razem, gdy przychodzisz”*
*Nick Cave
wczoraj przeżyłam psychiczny relax. poszłam na koncert Cesari Evory. miło było. wszystko ze mnie spłynęło i na chwile sie oderwałam od rzeczywistości. szkoda tylko że to nie była jakaś przytulna zadymiona knajpa a sala kongresowa i cały klimat mi to zakłócało ale musiałam to przeżyć. odpoczęłam przez te 2 godziny. a dzis przyjechała moja kuzyneczka :) oglądneła pokój w którym zamieszka w lipcu. B. się wyprowadza pod koniec czerwca i potrzebna/y nam współlokator/ka, bo nie wyrobimy sie kasowo jak będziemy mieszkać w 3-kę. a tak zawsze taniej :) i pomieszka z nami przez miesiąc a może i dłużej. już czuje że będzie wesoło. bo na razie to jest tak pół na pół. ale to dopiero za 18 dni hehe. będzie sie działo. ale sobie nadzieje robię.
wróciłam wczoraj z włoch. chora jazda była przez ten weekend. a zaczęło sie do piątku. w sobotę cały dzień spędziłam na sali szermierczej. nie było praktycznie przerw między walkami. z jednej walki przechodziłam na drugą. to było porąbane żeby w jednym dniu robić 2 bronie. paranoja. po finale nie miałam nawet czasu iść do kibla bo już czytali grupy floretowe. ale byłam już tak padnięta że floret którego niecierpię i jest dla mnie czarną magią zrbiłam tak że wyszłam z rozstawienia pierwsza. szok. total. po czym przegrałam walkę o wejście do czwórki z panną która była pierwszy raz na zawodach. porażka. ale jest srebro. to już jest coś. poza tym pokonałam moją odwieczną rywalkę i to już jest sukces :)) za to w niedzielę miałyśmy dzień wolny. a że ładna pgoda była. i słoneczko świeciło. a hotel miał basen to z kumpelą poszłyśmy się opalać. no i nas trochę zjarało. jeszcze dziś mam gębę czerwoną i mnie piecze. mam tylko nadzieję że skóra mi nie zejdzie :) za to Marti mi mówiła że może na tydzień przed pucharem w lipcu przyjadą moi ulubieńcy. i to była jedna z najlepszych wiadmości jakie otrzymałam. bo to znaczyłoby że spędzę z M. nie jedną czy dwie doby tylko cały tydzień. jazda bez trzymanki ;p