rozbujałam się od czwartku. a własciwie to bujam się już od poczatku lipca. noc w noc impreska. to tak właśnie zaczęłam w czwartek. do K. przyjechał jej facet i wybraliśmy sie w 4 na miasto. sympatycnie było. potem jeszcze w domku siedzieliśmy prawie do rana. piątek się miło zaczął bo z dziewczynami wybierałyśmy się do kasyna. D. powiedziała że nie idzie z nami. Ok. Pojechałyśmy do Mariotu. Lubie siedzieć w Panoramie na 40 pięterku. tylko cholernie tam drogo, ale pina colada jest genialna jak to mówi K. :) Przypomniało mi sie jak przesiadywałam tam z M. (przysłal jednego maila od wyjazdu. faceci :( ) potem wylądowałyśmy w casino. Takie było założenie i cel naszej wyprawy. Ja byłam któryś raz z kolei panny po raz pierwszy. przy ruletce prawei wszystko straciłam wiec za ostatnie żetony zagrałam w black jacka. wyszłam na zero. czyli fajnie spedzony czas a zero strat, chociaż wolałabym cos wygrać :)) nie miałam zamiaru nadwyrężać szczęścia więc zrobiłyśmy zjazd do Organzy i impra na maksa. obudziąłm D, jak się pakowałam do łóżka. zaczęła na mnie warczeć. ok. miała prawo, ja też nie lubię jak się mnie budzi. koło południa zwlekły mnie żeby jechać do Centrum. i się zaczęło. D. sie trzymała na uboczu nie chciała z nami gadać. Myślałam ze jest na mnie zła czy nie ma ochoty na moje towarzystwo to nawet nie naciskałm. jak ktoś nie chce to nie. umówiłyśmy się że zjemy na mieście. i od tego się zaczeło bo z K. chciałyśmy do pizza hat a D. nie bo za wcześnie i nie będzie jadła. zrobiłam błąd że nie poczekałyśmy jeszcze jednej godziny ale byłam potwornie głodna nic nie jadłam a była już 15. wiec D. sobie poszła do Empiku a my na żarełko (dobre było). w trakcie konsumpcji dostałam od niej smsa ze jak chcemy to mamy wracać bez niej. ona zostaje w centrum. nie wiedziałam już o co chodzi. kompletnie straciałm orientacje. nie rozumiem kobiet,męzczyznn też nie. chyba cos mi się stało że nic nie kumam. a miałyśmy iśc nad wisełkę wieczorem i miało byż fajnie., bo k. wracała po miesiecznych praktykach dziś do domu. wieczorem pokłóciłyśmy się a wlaściwie mialyśmy poważną rozmowę. Dużo sie podzialo. bardzo dużo. zarzuciła mi że czuła się intruzem i ignorowałyśmy ją. cholera a ja sie cały czas starałam zeby zadowolić obydwie. ale nie da sie uszczęśliwić wszystkich na raz. i o tą pizzę też miała pretensje (fakt czuje sie za to winna trochę). ale rozwaliło mnie to ze tyle mnie prosiła żebyśmy razem gdzieś wyszły na imprę a ja nie miałam czasu albo nie bardzo chciałam a w nocy byłyśmy na hulance. a skad ja do cholery miałąm wiedzieć gdzię wyladuję w nocy. zreszta sama zrezygnowała z naszego towarzystwa. cieżko było. poszłam na imprę tylko z K. było mi przykro. bo ja nie widziałąm wcześniej rzadnych oznak ani nic co by sygnalizowało że coś jest nie tak. za duzo niedomówień. cholera. a najgorsze jest chyba to wrażenie ze to ja powinnam ponosić winę za tę cała sytuację. a wiem ze wina leży po obu stronach. bo nie tylko ja zawalałam niektóe sprawy. a za duzo razy szłam na kompromis żeby był spokój i nie było zatargów, i problemów a jak już nie wytrzymywałam to zamiast powiedzieć coś spokojnie warczałam i byłam agresywna. święta nie jestem. mowy nie ma. ale praktycznie spędzamy ze sobą 24 godz. na dobe. powoli to staje się w peein sposób chore. nawet małzeństwa tego by nie wytrzymały. a co dopiero my. K. też było źle. wcale sie nie dziwie. wyszło na to ze jeste punktem zapalnym. a dziś? dziś K. wyjechała. nawet sobie nie powiedziały czesć. a miedzy nami? wydaje się ze już jest ok. ale nie jest i nie będzie. tak czuje. byłys my razem nawet u kumpeli na grillu. i było sympatycznie. ale jesteśmy dobrymi aktorkami. bo atmosfera jest nadal gęsta. zobaczę jak się rozwinie sytuacja, bo coś się stać musi. mam tylko nadzieję ze się nie pozabiajmy